Zaledwie po upływie kilkunastu godzin od stworzenia rządu, francuski premier Sebastien Lecornu podał się do dymisji. – Byłem gotowy na kompromis, ale każda partia polityczna chciała, aby druga partia przyjęła w całości jej program – powiedział Lecornu w przemówieniu, godzinę po rezygnacji.
Dwaj poprzedni premierzy, Francois Bayrou i Michel Barnier, zostali odwołanych przez izbę ustawodawczą w wyniku impasu w sprawie planu wydatków państwowych. Według oficjalnych danych opublikowanych w zeszłym tygodniu dług publiczny Francji osiągnął rekordowy poziom. Wskaźnik zadłużenia Francji w stosunku do PKB jest obecnie trzecim najwyższym w Unii Europejskiej po Grecji i Włoszech.
Francja nie może jak na razie uspokoić swojej sytuacji politycznej i stworzyć stabilny rząd od czasu, kiedy prezydent Emmanuel Macron ogłosił przedterminowe wybory w połowie ubiegłego roku. Decyzja ta miała umocnić jego osobę, ale niestety jak na razie nie przynosi to zamierzonych efektów.
Szef RN (Zjednoczenia Narodowego) Jordan Bardella oświadczył, że rząd składa się z „ostatnich macronistów” i jest wciąż „kontynuacją” dotychczasowej polityki zamiast oczekiwanego przez społeczeństwo „zerwania” z nią. W reakcji na dymisję premiera wezwał Macrona do rozwiązania parlamentu.
To samo zasugerowała również Marine Le Pen, liderka skrajnie prawicowej partii Rassemblement National. Dodała, że „rozsądnym” posunięciem byłaby dymisja Emmanuela Macrona. Tę opcję prezydent wcześniej jednak wykluczył.
Źródło: visinfo24.pl za Polsat News
